#68 Empuzjon, Olga Tokarczuk

Empuzjon, Olga Tokarczuk
Na miły book - podcast literacki
#68 Empuzjon, Olga Tokarczuk
Loading
/

„Empuzjon” Olgi Tokarczuk to pierwsza powieść po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nobla. Jak patrzeć na świat, aby widzieć lepiej, głębiej, więcej? Czy gdzieś znajduje się czwarty wymiar i co można w nim ujrzeć, gdy zmruży się oczy? A może to nam ktoś się przygląda – zza pni drzew mrocznego lasu, spomiędzy skrzypiących desek podłogi, zza szafy? Fascynująca literacko i w czuły sposób przypominająca, że świat, w którym żyjemy, niekoniecznie musi być taki, jaki nam opowiedziano. Jak mówi jeden z bohaterów: „Ludzie mają swoje fikcje i wierzą w to, co uzgodnili sami ze sobą. (…) Namawiam pana, żeby stworzył pan swoją własną fikcję.”  Wydawnictwo Literackie

 

Wybrane fragmenty odcinka: Empuzjon, Olga Tokarczuk

Wybrane fragmenty zostały spisane maszynowo i nie muszą odzwierciedlać chronologii rozmowy ani nie są dokładną transkrypcją całego jej przebiegu.

Czarodziejska Góra

Maciek (M): Dzień dobry, witajcie. Cześć Kamilu! W dzisiejszym odcinku porozmawiamy o „Empuzjonie” Olgi Tokarczuk. Powieść ukazała się 1 czerwca nakładem Wydawnictwa Literackiego, któremu dziękujemy za przesłanie książki na naszą prośbę. Myślę, że wiele osób czekało z olbrzymim zainteresowaniem na tę powieść, bo jest to pierwsza powieść Olgi Tokarczuk po otrzymaniu Nagrody Nobla. A po drugie: ma bardzo intrygujący podtytuł „Horror przyrodoleczniczy”. Wiadomo też, że „Empuzjon” jest dialogiem z „Czarodziejską górą” Tomasza Manna, co samo w sobie stanowi gratkę literacką.

Kamil (K): Cześć! Tak, co najmniej połowa polskiego świata czytelniczego w czerwcu mówi o pierwszej powieści, którą Olga Tokarczuk napisała i która została wydana po odebraniu literackiej Nagrody Nobla za rok 2018. My nie pozostajemy obojętni, a tak naprawdę – powiedzmy to sobie wprost – jesteśmy podekscytowani, bo na „Empuzjon” czekaliśmy z niecierpliwością, otrzymaliśmy go na kilka dni przed premierą od Wydawnictwa Literackiego, za co dziękujemy i dzisiaj, po przeczytaniu książki, nadszedł czas by wreszcie o tej powieści, a w zasadzie horrorze przyrodoleczniczym, bo tak autorka określa gatunkowo swoje dzieło, choć wydaje mi się, że trochę z przymrużeniem oka, porozmawiać.

Chciałbym zacząć od kwestii powiązania „Empuzjonu” z „Czarodziejską górą” Tomasza Manna. Takie powiązanie jest bardzo widoczne i mówi o tym sama autorka „Empuzjonu”. Każdy kto czytał „Czarodziejką górę”, czyli to jedno z najbardziej wpływowych dzieł literatury niemieckiej XX wieku, zauważy elementy wspólne. Na poziomie podstawowym, fabularnym, ale i w zakresie podejmowanych tematów i doboru bohaterów. Chcę jednak zaznaczyć, że w naszej dzisiejszej rozmowie nie będę nawiązywał do tej klasyki, gdyż po prostu książki Manna jeszcze nie czytałem. Jak wiemy klasyki do nadrobienia jest mnóstwo i „Czarodziejska góra” nie trafiła do tej pory w moje ręce. Obiecałem sobie jednak, że na pewno trafi w przyszłym roku. Na potrzeby naszej dzisiejszej rozmowy traktuję więc „Empuzjon”, jako dzieło samodzielne i kompletne.

(M): Ja również nie czytałem „Czarodziejskiej góry” i akurat w tym przypadku ubolewam. Bo owszem, „Empuzjon” jest dziełem niezależnym i można je analizować niezależnie, przypuszczam że bez większej szkody, to jednak towarzyszy mi jakiś lęk, że coś mi umyka. Że nie zrozumiem książki Tokarczuk w pełni. Że nie zauważę tego dialogu, który autorka prowadzi z Mannem. Uważam, że jest to po prostu duża strata. To, co wspaniałe w literaturze, to również jej intertekstualność. Zawsze mnie fascynowało tropienie takich dialogów pomiędzy twórcami i twórczyniami. Poza tym odnajdywanie tych tropów wiążę się z wielką satysfakcją czytelniczą. Niemniej jednak wszystko przed nami – lekturę zawsze można nadrobić.

Uzdrowisko w Görbersdorf

(K):  Olga Tokarczuk, jako Dolnoślązaczka i miłośniczka tych terenów, o czym wiadomo nie od dziś, zabiera nas do Görbersdorf, czyli dzisiejszego Sokołowska na Dolnym Śląsku, która to miejscowość jest przez Olgę Tokarczuk pieczołowicie zinwentaryzowana historycznie. Mamy tutaj opisy architektury, ulic, okolicznej przyrody i wreszcie słynnego w tamtym czasach, czyli na początku XX wieku, uzdrowiska dla chorych na choroby płucne, w tym gruźlicę.

Właśnie w tym uzdrowisku leczony jest główny bohater – Mieczysław Wojnicz. Ale spotyka tam również innych kuracjuszy, wyłącznie mężczyzn, którzy są starsi od Mieczysława i można nazwać ich intelektualistami z różnych biegunów. Mamy bowiem socjalistę, katolika tradycjonalistę czy teozofa. Jest też lekarz-psychoanalityk, który zajmuje się Mieczysławem i z jego ust padają liczne tezy „freudowskie”, i to właśnie w czasach kiedy psychoanaliza dopiero raczkowała.

A więc główny bohater trafia do pewnej odseparowanej od świata bańki, gdzie nie tylko będzie leczył swoje chore płuca, ale również kształtował swoje „ja” 
w licznych dyskusjach filozoficzno-społecznych z kolegami, którzy mówić będą mu o roli kobiet, 
o istnieniu bądź nieistnieniu boga, o siłach nadprzyrodzonych… Właśnie! One pojawiają się w tej powieści niejednokrotnie, bo nie bez powodu, tak jak już wspomniałem, „Empuzjon” jest powieścią z gatunku horroru (choć raczej tego wyjątkowo delikatnego – to tak dla uspokojenia wszystkich, którzy czują się zniechęceni atmosferą grozy).

(M): Swoją drogą nie wiem, czy pamiętasz inną książkę, która pojawiła się w naszym podkaście. I jej akcja działa się w podobnym miejscu.

(K): Oczywiście! „Gorzko, gorzko”.

(M): Tak. Mógłbyś nie pamiętać, bo to był ten jeden jedyny raz, gdy odcinek nagrywałem samodzielnie. Faktycznie mowa o odc. 25 i powieści „Gorzko, gorzko” Joanny Bator. Tam Berta Koch i jej ojciec wyrabiali wędliny, których głównym odbiorcą było właśnie uzdrowisko w Sokołowsku. Stety niestety działo się to jakieś ćwierć wieku później, zatem Mieczysław Wojnicz, bohater „Empuzjonu”, nie mógł skosztować wędlin Berty Koch.

Ale chciałbym Cię zapytać o pierwsze wrażenia po przeczytaniu „Empuzjonu” i o emocje, które towarzyszyły Ci w trakcie czytania.

(K): Gdybym miał powiedzieć komuś, kto nie czytał książki, jakie główne przesłanie daje „Empuzjon”, to bez wątpienia powiedziałbym, że jest sprzeciwieniem się na patrzenie na świat w sposób biało-czarny, zero-jedynkowy. Choć może słowo „sprzeciwieniem się” nie jest najbardziej fortunne, bo Olga Tokarczuk, jak zawsze jest pełna delikatności i czułości w opowiadanej historii. Ale ta powieść to ukazanie złożoności i niepewności świata i kolejna próba zdemaskowania śmieszności skrajnych ideologii. A tych ideologii, bardzo ochoczo i z przekonaniem wypowiadanych przez bohaterów, jest w książce prezentowanych bardzo wiele.

(M): Ja muszę przyznać, że nużyły mnie opisy codziennego życia pensjonariuszy. Tak, są piękne, bo Tokarczuk to jednak mistrzyni słowa i detalu i potrafi opisywać codzienność w niezwykły sposób. Mimo to było tego dla mnie za dużo. Ale znowu: wiem, że podobnie Mann napisał „Czarodziejską górę”, więc tutaj upatruję powodów, dla których autorka postanowiła opisać codzienność swoich bohaterów z taką dokładnością. Natomiast w ogóle nie przeszkodziło mi to w pochłonięciu drugiej części książki na raz. Przez prozę Tokarczuk płynie się gładko, to jest otwarta przestrzeń bez mielizn, wspaniała polszczyzna, błyskotliwość obserwacji itd.

Natomiast na gorąco, zaraz po skończeniu powieści, towarzyszyło mi uczucie rozczarowania. Chyba nie do końca za udaną uważam realizację tej konwencji gatunkowej, jaką przyjęła autorka. Czyli horroru. Ale o tym może powiem na samym końcu.

Z prozą Tokarczuk jest jednak tak, że to jest proza kontemplacyjna w jakimś sensie, tzn. taka, o której trzeba później trochę pomyśleć. Poukładać sobie w głowie pewne rzeczy. I po kilku dniach takiego rozmyślania faktycznie widzimy więcej. To jest zresztą w moim odczuciu główne przesłanie tej książki: abyśmy widzieli więcej. I tak, to się dzieje. Nagle poszczególne wątki splatają się w jedno, czasami wręcz zdają się lustrzanym odbiciem, wszystko w tej powieści zaczyna do siebie pasować, wynikać jedno z drugiego, wszystko jest bardzo przemyślane.
W mojej ocenie „Empuzjon” to sukces pisarki, ale też nie uważam, żeby była to najlepsza jej powieść i nie uważam tej książki za pozbawioną wad.

Znaczenie tytułu

(M): Empuzjon to gra słów. Słowo nowe, niewystępujące w słownikach, stworzone przez Tokarczuk. I składają się na nie słowa „sympozjon” i „Empuza”.

Sympozjon. W czasach Platona w starożytnej Grecji to uczta, na której spotykali się mężczyźni, aby jeść, pić, rozważać o świecie. Jak mówiła Olga Tokarczuk na spotkaniu w Hali Stulecia, w trakcie owych sympozjonów „wykuwały się teksty kultury, które do dzisiaj nas niosą”. Ważną cechą tych spotkań było to, że kobiety nie brały w nich czynnego udziału. Nie brały, bo nie mogły. Nie mogły, bo powszechnie uważano wówczas, że kobiety nie filozofują.

Natomiast Empuza to w mitologii greckiej bogini strachu, która przybierała różne postaci. Ukazywała się ludziom np. jako cień, zwierzę, piękna kobieta ze spiżową stopą. Wabiła podróżnych, a potem ich zabijała. W powieści Empuza pojawia się we fragmencie dramatu Arystofanesa pt. „Żaby”. Jeden z bohaterów, pan August, przywołuje ten dramat jako dowód na to, że to Arystofanes jako pierwszy opisał czarownicę. A czarownice w tej książce odgrywają pewną symboliczną rolę. Może nawet mają coś wspólnego z narratorkami tej książki. Tego do końca nie wiemy.

Narracja

(K): Narracja w „Empuzjonie” jest charakterystyczna dla twórczości Olgi Tokarczuk, tak bym to w jednym zdaniu podsumował. Bo jest, jak to mówiliśmy już przy okazji „Czułego Narratora” – panoptykalna, czyli wszechwiedzącą, opisująca wydarzenia w sposób metafizyczny i niepowierzchowny. Dodatkowo też współgra z tymi niby-horrorem, jak gatunkowo określono „Empuzjon”, bo bohaterowie podpatrywani są przez narratora spod parkietu, zza szafy… podbija to atmosferę tajemnicy i grozy.

(M): Owszem, narrator jest nowatorski. Tokarczuk po raz kolejny sięga po ekscentryczny punkt widzenia. I tak jak w „Księgach Jakubowych” mieliśmy Jentę, o której rozmawialiśmy trochę przy okazji „Czułego narratora”, tak tutaj mamy narratora zbiorowego. Albo można powiedzieć: mamy narratorki. Wiemy, że są to kobiety lub postaci/stworzenia rodzaju żeńskiego, które snują opowieść. „Snują” to chyba najlepsze słowo, bo one opowiadają z ukrycia, podglądając bohaterów, jednocześnie nie zdradzając własnej tożsamości.
Taki sposób opowiadania wprowadza aurę niezwykłości, niepokoju, zaciekawienia.

Ale mnie szczególnie podobały mi się fragmenty, w których narratorki porzucały bohaterów i mówiły o sobie albo o tym, co je otacza. Bardzo mi się podobał ten sposób narracji, gdzieś zza mgły, spomiędzy pni drzew mrocznego lasu, wyzierający przez szpary między deskami podłogi. A jednocześnie właśnie panoptykalny, widzący najmniejsze detale jak krople deszczu, które spadają z nieba, aby spłynąć po dachu, a później cyt.: „skapują na ziemię, drażnią ją, powodują swędzenie, żłobią małe zagłębienia, potem zbierają się z wahaniem w małe strumyczki i szukają drogi między kamieniami, pod kępą trawy, obok korzenia, a następnie po ścieżce, którą wydeptały cierpliwe zwierzęta.” Przy okazji tego fragmentu widzimy czułość, jaką narratorki obdarzają naturę.

Bohaterowie i motywy

(K): Cała walka różnych idei w „Empuzjonie” rozgrywa się pomiędzy kuracjuszami, kolegami Mieczysława z uzdrowiska. Są to ludzie z różnych bajek, którzy wydają się być mało elastyczni pod względem światopoglądowym, choć trzeba im przyznać, że potrafią ze sobą dyskutować. Jednym z głównych tematów tych dyskusji są kobiety! A właściwie rola kobiet w społeczeństwie… choć może lepiej byłoby powiedzieć pod-rola albo powinność. To może być dla wielu najtrudniejszy motyw tej książki, czytanie mizoginistycznych, seksistowskich opinii ale nie zniechęcajcie się – ten zabieg ma swój cel i tym przerysowaniem i uwypukleniem uzmysławia jeszcze bardziej śmieszność pewnych skrajności.

Myślę, że dodatkowy dysonans odczuwa się tym bardziej, iż teksty bohaterów o kobietach inspirowane są spisanymi poglądami takich sław, jak Charles Darwin, Friedrich Nietzsche, William Shakespeare czy Platon. Cytować wypowiedzi bohaterów nie zamierzam – w książce tych przykładów będziecie mieli pod dostatkiem, ale bez wątpienia są to opinie bardzo zdecydowane, rozdzielające płci pod każdym niemalże względem w sposób skrajny i stawiające mężczyzn w epicentrum świata.

(M): Te mizoginistyczne poglądy bohaterów prowadzą nas do zagadnienia płci. Autorka zapytana o to na spotkaniu w Hali Stulecia powiedziała, że „płeć jest czymś powierzchownym.”

Płeć jest czarno-biała, zero-jedynkowa, w gruncie rzeczy jest konceptem niezwykle płaskim. Być może pochodzi z Flatlandii – płaskiego świata, który funkcjonuje w dwóch wymiarach – świata zamieszkiwanego przez płaszczki. Jest o tym fantastyczny fragment w książce. Tymczasem w tym samym fragmencie jesteśmy świadkami poszukiwań jakiegoś czwartego wymiaru, czegoś nieznanego, czegoś, czego nie potrafimy jeszcze wyjaśnić, ale intuicyjnie czujemy jego obecność. Bohaterowie zastanawiają się nad istnieniem owego czwartego wymiaru.
Pod tym względem ta książka jest przesiąknięta niezgodą na to, co płaskie, co powierzchowne, tzn. np. na myślenie pozbawione głębi, refleksji. Albo wszelkiego rodzaju konstrukty zastane, umowne, które wykluczają inność.

Jeżeli chodzi o płeć, to widzimy, do czego takie myślenie prowadzi. Do tzw. wojny genderowej. Spotykamy się z olbrzymim niezrozumieniem tego, czym dzisiaj jest płeć, że płeć nie jest czarno-biała, nie jest zero-jedynkowa. Czy inny umowny konstrukt pt. „małżeństwo”. Zwróćmy uwagę, jak trudno jest zrozumieć wielu osobom, że małżeństwo mogłoby być zawierane między osobami tej samej płci. Podobnych konstruktów związanych z płcią jest wokół nas sporo. I myślę, że „Empuzjon” szuka jakiegoś rozwiązania, takiego czwartego wymiaru. Każe nam zerwać z tradycyjnym modelem postrzegania świata.

(K): Kontynuując dalej rozważania na temat złożoności i nieodkrycia świata, czyli motywów, które w tej książce najbardziej mnie urzekły, chcę zacytować słowa, które Olga Tokarczuk umieszcza na początku książki: „Codziennie dzieją się na świecie rzeczy, których nie da się wytłumaczyć na podstawie znanych nam praw. Codziennie, wywoławszy przedtem nieco szumu, rzeczy te są zapominane i ta sama tajemnica, która je przyniosła, zabiera je, a zagadka staje się zapomnieniem. Oto prawo: to, co nie może być wyjaśnione, musi być zapomniane. Słoneczne światło nadal reguluje funkcjonowanie widzialnego świata. Obcość podpatruje nas z cienia”.

Te słowa już na wstępie ośmieszają pewność w wyrażanych poglądach, które będą prezentowane przez bohaterów w książce. Wydaje się więc, że Olga Tokarczuk z pełnym poszanowaniem racjonalizmu i dokonań nauki, proponuje nam jednak zostawić sobie pewien zapas niepewności i dopuścić do siebie, że nie wszystko dookoła nas jest zbadane i pewne. Zapewne kiedyś to się uda zbadać i udowodnić, tak samo jak udaje się krok po kroku się wyplewić błędy nauki np. w astronomii czy wszelkie stereotypy umniejszające potencjału kobietom.

I teraz chciałbym uzupełnić tę „tokarczukową” myśl z „Empuzjonu” słowami innego bohatera, chyba tego który robił na mnie największe wrażenie, czyli doktora Semperweissa, rozmawiającego z Wojniczem: „Ludzie mają swoje fikcje i wierzą w to, co uzgodnili sami ze sobą. Wie pan, to nie musi być prawda, że jest tylko tak albo tak. To po prostu pomaga w nawigacji, w praktyce, gruźlica albo syfilis, jedno albo drugie, ale pan najlepiej wie, że większość naszego doświadczenia nie podlega takim prostym podziałom. Namawiam pana, żeby stworzył pan swoją własną fikcję. (…) Ponieważ jesteśmy niepewni siebie, wymyślamy bardzo stabilny, sztywny system, który mógłby nas trzymać w pionie. Który by upraszczał niepotrzebne, jak nam się wydaje, skomplikowanie.”

(M): Należy zaznaczyć, że bohaterami książki „Empuzjon” są właściwie wyłącznie mężczyźni. Gdzieś na początku pojawia się kobieta, ale niestety ginie. Pozostałe kobiety to jedynie cienie, pielęgniarki, czwarte czy piąte tło. Głównym zajęciem panów próbujących wyleczyć swoje gardlano-płucne dolegliwości jest debatowanie na temat świata. To jest coś, co rzuca nam się od razu w oczy. No i oczywiście popijanie tajemniczej nalewki.

Duża część wniosków na temat świata dotyczy kobiet. I tu właśnie słyszymy echo starożytnych sympozjonów. Bo panowie oddają się raczej błogim czynnościom, bo przecież są chorzy i mają tzw. zalecenia, popijają sobie nalewkę i mądrują się. W ich mądrościach pobrzmiewa sposób myślenia ze starożytej Grecji.

A jest to myślenie utrwalane wiekami przez intelektualistów, filozofów, wszelkiej maści twórców, ale też często lekarzy, profesorów medycyny, a zatem również świat nauki. Mowa o tym, że kobieta jest genetycznie, biologicznie niesprawna do zaawansowanego myślenia, filozofowania, przekazywania w swojej twórczości wielkich idei, bo – i tu następuje feeria mizoginistycznych hipotez – ma mniejszy mózg albo ma mózg pracujący zupełnie inaczej niż męski; bo jest dramatycznie przewrażliwiona i nie potrafi się kontrolować; bo może jest tworem bez duszy a skoro tak, to może nie jest w pełni człowiekiem itd. itd.

Warto dodać, że w posłowiu „Empuzjon” autorka wyjaśnia, że wszelkie mizoginistyczne poglądy są parafrazami prawdziwych tekstów i tu następuje wyliczanka. Wśród nazwisk mamy Aureliusza Augustyna, Josepha Conrada, Charlesa Darwina, Sigmunta Freuda, Szekspira, Nietzsche, Schopenhauera itd. itd. I na początku owszem może nam się wydawać, że tych poglądów w książce jest zbyt dużo, tak dużo, że możemy mieć wrażenie, że to jakaś feministyczna tyrada, ale gdy dojdziemy do posłowia, to faktycznie budzi to przerażającą refleksję.

Zabawny jest ten dysonans pomiędzy tym, że oni próbują opisać świat, uważają się za swego rodzaju mędrców, ekspertów (znają się przecież na wszystkim), a ich wizerunkiem. Bo są wiecznie podpici, nieporadni, jakoś zagubieni. Bardziej niż ze starożytnymi filozofami oni kojarzą mi się z podpitym wujkiem na weselu. Rubasznym, jowialnym wujem z wąsem, który między wódeczką a śledzikiem rzuca sprośne, mizoginistyczne wstawki albo wygłasza właśnie swoje tezy na temat świata. Odczytuję tych bohaterów bardzo satyrycznie.

Przypomniała mi się jeszcze scena, w której bohaterowie oglądają obraz niderlandzkiego malarza Herriego met de Blesa. I spytałeś mnie w tym tygodniu, jak odczytuję tę scenę. Może tylko powiem, o co chodzi. Thilo, jeden z pensjonariuszy, pokazuje Wojniczowi obraz i prosi go, aby ten wpatrywał się w niego tak długo, aż coś ujrzy, ale nie mówi, co to będzie. Ta scena to kolejny motyw nawiązujący do tego, o czym mówiłem przed chwilą. Ponownie Tokarczuk mówi nam, abyśmy patrzyli głębiej. Abyśmy nie patrzyli powierzchownie. Abyśmy byli Jentą z „Ksiąg Jakubowych”, która widzi nie tylko korę, ale i soki drzew.

Może powinniśmy być właśnie takimi czarownicami. Kobietami, które były uwrażliwione na świat, przez co widziały więcej, były mądrzejsze, potrafiły czytać przyszłość ze znaków, jakie dawała im natura. Ale też spójrzmy, jaki los je spotkał z ręki właśnie mężczyzn.
Na tym chyba opiera się koncept tej książki. Na pewnego rodzaju rozbieżność pomiędzy bohaterami a narratorkami, mężczyznami a kobietami. I to jest pokłosie starożytności czy też właśnie średniowiecznego palenia na stosie.

Bo narratorki są właśnie jak Jenta, widzą więcej, bohaterowie zaś zdają się mieć klapki na oczach, bo trzymają się kurczowo swoich tez. Brakuje im otwarcia na świat. Czułego spojrzenia.