#71 Przemieszczenie, Margaryta Yakovenko

Przemieszczenie Margaryta Yakovenko
Na miły book - podcast literacki
#71 Przemieszczenie, Margaryta Yakovenko
Loading
/

Horyzont. Miejsce styku dwóch bezkresnych płaszczyzn. Dla jednych widok kontemplacyjny, równowaga, bycie w odpowiednim miejscu i czasie. Dla bohaterki „Przemieszczenia” to uzależnienie. Symbol tułaczki, migracji, ciągłych wyjazdów i złudnych powrotów. Bo czy można wrócić do miejsca, które się opuściło? Tłum. Agata Ostrowska. Wydawnictwo ArtRage

Wybrane fragmenty odcinka: Przemieszczenie, Margaryta Yakovenko

Wybrane fragmenty zostały spisane maszynowo i nie muszą odzwierciedlać chronologii rozmowy ani nie są dokładną transkrypcją całego jej przebiegu.

Kamil (K): O czym jest „przemieszczenie”?

Maciek (M): Wyjątkowo cofnę się do początku, tzn. do wersji oryginalnej, która została wydana w 2020 roku nakładem hiszpańskiego wydawnictwa Caballo de Troya (w tłum. to „Koń trojański”) pt. „Desencajada”. Bo o ile Margaryta Yakovenko urodziła się w Ukrainie, to swój debiut literacki napisała po hiszpańsku i właśnie w Hiszpanii go wydała. Yakovenko wyemigrowała bowiem z rodzicami do Hiszpanii w 1999 roku. W notatce hiszpańskiego wydawcy czytamy, że dorastała w otoczeniu książek i śmieciowej telewizji, a później skończyła dziennikarstwo i specjalizowała się w polityce międzynarodowej. Pracowała i nadal pracuje w dziennikach np. w El Periódico de Cataluña (dzienniku katalońskim) oraz w El País. Prozatorsko zadebiutowała w antologii opowiadań, a „Przemieszczenie” jest jej pierwszą powieścią.  

Wspominam o wydaniu oryginalnym nie tylko dlatego, aby przybliżyć sylwetkę samej pisarki, ale również dlatego, że przeczytałem tę książkę najpierw po hiszpańsku, a dopiero później po polsku. Wobec tego chciałbym też dzisiaj powiedzieć trochę o tym doświadczeniu czytania w dwóch językach, bo jest to dla mnie doświadczenie zupełnie nowe.

Jest to też książka napisana prostym językiem, prostym i pięknym. W tym roku na targach książki w Madrycie Yakovenko wzięła udział w panelu dyskusyjnym pt. „Pisanie w języku obcym”, w trakcie którego opowiedziała pewną anegdotę. Gdy napisała swój pierwszy duży reportaż, jej ojciec powiedział, że nic z niego nie zrozumiał i spytał córkę, czy następnym razem mogłaby pisać tak, aby on, imigrant, mógł ten tekst zrozumieć. Od tamtej pory Yakovenko ma to zdanie w pamięci i stara się nie komplikować tekstu i pisać jasno.

Ale też temat tej książki jest mi niezwykle bliski. Traktuje ona bowiem o doświadczeniu emigracji, które podzielam. I stawia te same pytania, które stawiałem w jednym z naszych poprzednich odcinków, gdy rozmawialiśmy o „Upamiętnieniu” Bryan’a Washingtona. Zastawiałem się wtedy, gdzie jest mój dom i gdzie jest dom wszystkich tych, którzy zdecydowali się wyjechać ze swojego kraju. I czy można wsiąknąć w lokalną społeczność, czy jest to z góry skazane na niepowodzenie, bo i tak pochodzisz z innego kraju? Tych pytań było dużo więcej. Jeśli kogoś to interesuje, to zapraszam do odsłuchania odcinka 69.

Muszę przyznać, że miałem ciarki na plecach, czytając te fragmenty „Przemieszczenia”, które zadawały dokładnie te same pytania, jakie mi się kołaczą w głowie od dawna. Było to przejmujące doświadczenie. Pod tym względem odbieram tę książkę bardzo osobiście.

K: Skoro czytałeś obie wersje językowe, zacznijmy może od porównania tytułów, bo wiemy, że nie zawsze tłumaczy się je dosłownie. Jak jest w przypadku „Przemieszczenia”?

M: „Przemieszczenie” wg mnie nie oznacza prostego aktu wędrówki, np. zmiany kraju A na kraj B. „Przemieszczenie” kojarzy mi się w pierwszej kolejności z terminem medycznym: przemieszczenie kości, zwichnięcie. Gdy mówimy, że coś nam się przemieściło w ciele, to raczej mamy na myśli coś negatywnego. Gdy coś się przemieszcza, jest najczęściej poza naszą kontrolą. Przemieszcza się samo, bez naszego udziału. Albo ktoś lub coś może nas przemieścić, i też niekoniecznie za naszą zgodą, raczej siłą lub nakazem.

Z tym słowem związane jest jakieś zagrożenie: przemieszcza się statek obcej cywilizacji, samochód może się przemieszczać z bardzo dużą prędkością, przemieszczają się siły wroga, kiedyś przemieszczało się ludność jakimś dekretem itd. 

Gdy my sami zmieniamy np. miejsce zamieszkania, nie mówimy raczej, że się „przemieściliśmy”. To słowo jest zarezerwowane dla bardziej pejoratywnych sytuacji, szczególnie takich, które mają miejsce poza naszą kontrolą; takie odnoszę wrażenie.

I tytuł hiszpański brzmi tak samo. „Desencajada” czyli dosłownie „przemieszczona”. Polski tytuł jest rzeczownikiem, hiszpański przymiotnikiem, właściwie imiesłowem przymiotnikowym. Ale znaczenie jest to samo. „Desencajada” czyli przemieszczona, również zwichnięta, wyrwana, także w sensie medycznym. Np. jak komuś żuchwa wyskoczy ze stawu, to wtedy też mówimy, że jest „desencajada”.

Polska okładka jest stylizowana na paszport. Natomiast hiszpańska, choć mniej atrakcyjna wizualnie, to moim zdaniem lepiej podkreśla tytuł książki. Na oryginalnej okładce widzimy ukraińskie jajko-pisankę: skorupka jest rozbita a zawartość jajka rozlana. I o tym właśnie jest ta książka.

„Przemieszczenie” opowiada o sytuacji, w której wyrwano cię ze znanego ci miejsca i przemieszczono w inne, obce, nie pytając cię o zdanie. I Yakovenko sprawdza, co dzieje się z człowiekiem w takiej sytuacji.

K: Kim jest bohaterka tej powieści? Czy historia jej emigracji jest historią autorki?

M: Nie wiemy, co w tej historii jest wymyślone, ale wiemy, że bohaterka podziela dużą część doświadczenia emigracyjnego autorki. Myślałem, że może to być przypadek podobny do Edouarda Louisa, ale sama Yakovenko odcina się od tego typu fikcji, tj. autofikcji czy fikcji autobiograficznej. Autorka mówi po prostu, że zawsze piszemy przez pryzmat własnych doświadczeń.

Bohaterką i narratorką „Przemieszczenia” jest Daria Kovalenko Petrova, urodzona w Mariupolu w 1992 roku, podobnie jak Yakovenko. I podobnie jak jej ojciec, pod koniec lat 90. ojciec Darii emigruje za chlebem z Ukrainy do Hiszpanii. Mimo obietnic nie wraca, a wręcz przeciwnie, mówi swojej żonie, matce dziewczynki, że obie muszą przylecieć do Hiszpanii. Tak oto siedmioletnia Daria wyjeżdża z Mariupola do Barcelony. Poznajemy ją 20 lat później, gdy jako dorosła kobieta stoi w hiszpańskim urzędzie i zrzeka się ukraińskiego obywatelstwa, aby przyjąć hiszpańskie. Tak rozpoczyna się ta książka.

Narratorka zastanawia się dalej, co ten fakt oznacza. I Yakovenko jako pisarka robi to świetnie literacko. To jest przykład książki, która jak podejrzewam, prawdziwe doświadczenie autorki przekuwa w prawdziwie literacką opowieść. Nie mamy tu jedynie spisanych doświadczeń emigrantki. Autorka stara się jednak wydobyć z nich coś więcej, czy to językowo, czy na poziomie metafory, jakiejś większej idei dającej się przenieść z emigracji na jakieś inne życiowe pola. 

Daria przypatruje się procesowi migracji, zadaje wiele pytań, stara się też udzielać odpowiedzi. Pada wiele gorzkich słów wobec ojczyzny, rodziców, a także nowego kraju, który nie sprostał problemom imigrantów, podobnie jak nie radzi sobie z tym cała Europa Zachodnia.

Mam tu na np. myśli prace, które imigranci wykonują poniżej swoich kwalifikacji. W Ukrainie matka Darii była pielęgniarką, ojciec inżynierem mechanikiem. W Hiszpanii rodzice pakują żywność, później ojciec jest murarzem, ochraniarzem, matka sprząta domy. Zaharowują się na śmierć, pracują na kilku etatach, i oczywiście udaje im się zarobić godne pieniądze. Natomiast koszt takiego życie jest ogromny, bo Daria jest dzieckiem samotnym. Rodzice nie mają czasu, aby odebrać ją ze szkoły czy zjeść wspólnie obiad. 

I to do tego stopnia, że w pewnym momencie narratorka stwierdza nawet, że ukształtowała ją samotność.

K: Myślisz, że bohaterka jest wdzięczna rodzicom, że wyjechali z nią na Zachód, czy właśnie niekoniecznie, skoro koszt emigracji jest tak wysoki?

M: To jest dobre pytanie, ale myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Bo z jednej strony bohaterka przekonuje się, z jakiej biedy ją wyrwano i wie, że rodzice poświęcili się właśnie po to, by ona nie musiała się tak poświęcać w przyszłości. Czyli robią to dla niej i za nią. A z drugiej strony czuje się w tej książce pewien żal, płynący z olbrzymiej nostalgii i nawet padają gdzieś takie słowa, że cała ta emigracja była pomysłem rodziców, ona tego nie chciała, jej nikt nie pytał o zdanie. I właściwie do końca nie wiem, czy te negatywne uczucia Darii są skierowane bezpośrednio do rodziców, czy po prostu są czymś, przez co przechodzą wszyscy emigranci. Czymś, co Yakovenko nazywa „żałobą emigracyjną”.

Myślę, że bohaterka tej książki jest pomiędzy światami. Ona nie czuje się Hiszpanką, mimo że tak mówi dokument, który otrzymuje w pierwszej scenie. I nawet gdy postanawia wyjechać z Barcelony, staje na balkonie i chce przeprosić miasto za to, że nie może przestać czuć się cudzoziemką. Za to, że wciąż czuje się Ukrainką.

Jednocześnie sądzi, że jeśli wróci do Mariupola, to uda jej się odkręcić emigrację, że wszystko wróci na swoje dawne tory. Tymczasem miejsce, do którego wraca, nie jest już tym miejscem, z którego wyjechała. To jest fantastyczna myśl, która towarzyszy nam w trakcie lektury tej książki. Wielokrotnie pada takie zdanie:

Miejsce, które opuszczasz, nigdy nie jest tym samym miejscem, do którego, jak ci się wydaje, wracasz. Tak pisze Yakovenko.

Dlatego ta książka jest literacko świetna, bo to zdanie można przecież odnieść do wielu innych życiowych sytuacji, niekoniecznie do emigracyjnych. Chociaż właściwie jest to inna wersja powiedzenia, że „nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki”.

Są nas miliony, włóczymy się od kraju do kraju, przekraczamy granice, wierzymy, że dotarliśmy do miejsca, do którego dotrzeć planowaliśmy. Po dotarciu orientujemy się jednak, że miejsce docelowe nie istnieje. Uświadamiamy sobie też, że nie możemy już wrócić. Miejsce, które opuszczasz, nigdy nie jest tym samym miejscem, do którego, jak ci się wydaje, wracasz. Nostalgia to idealizowanie w pamięci tego, co już nie istnieje, a idealne może być tylko dlatego, że świetnie wiemy, że nigdy nie uda nam się do tego wrócić. To nigdy nie jest już ta sama rzeka. Kiedy my, migranci, mówimy „dom”, co właściwie mamy na myśli? Dom, który mieliśmy w kraju naszego urodzenia, a potem porzuciliśmy? Dom, do którego emigrowaliśmy i w którym dorastaliśmy? Dom, który później wynajęliśmy na własną rękę? Potrzeba odwagi, żeby zaakceptować, że się nie wróci.

K: Ciekawa jest perspektywa bohaterki, która nie mówi o jednorazowej emigracji tylko o włóczeniu się od kraju do kraju. Kto raz wyjedzie, jest skazany na tułaczkę?

M: No właśnie. Albo biegun. „Przemieszczenie” ma w sobie coś z „Biegunów” Olgi Tokarczuk. Yakovenko pisze, że kto raz wyjedzie z kraju, nie może już pozostać w miejscu. Nawet jeśli zapuści korzenie w nowym państwie, będzie go nękać nostalgia, myśli o ojczyźnie, o ciągłych powrotach choćby na wakacje. Ale autorka czy właściwie narratorka, bohaterka tej powieści, jeszcze bardziej to podkręca, mówi, że kto raz wyjedzie, uzależnia się od horyzontu.

Książka rozpoczyna się mottem, będącym zdaniem z książki Anne Carson, Kinds of Water: „Jest tajemnicą poliszynela, wśród pielgrzymów i innych teoretyków życia w drodze, że uzależniamy się od horyzontu.”

Odczytuję te słowa właśnie tak, że nie wszyscy emigranci i emigrantki potrafią wyjechać, zaadaptować się, później zintegrować i zneutralizować. 

W moim przypadku też tak trochę było. Wyjechałem do Berlina i wydawało mi się, że to moje miejsce, ale po 6 latach okazało się, że znowu jedyne, czego pragnę, to wyjechać gdzieś indziej. Teraz minęły ponad 3 lata w nowym miejscu i całym sercem czuję, że to moje miejsce na tym świecie, ale wcale nie mam takiego przekonania, że za kilka lat nie ruszę gdzieś dalej. A jednocześnie zmroziło mnie i to motto, i to, co przeczytałem w tej książce o horyzoncie, bo z kolei dla mnie widok horyzontu jest czymś, co mnie bardzo uspokaja. I trochę się boję, że może horyzont nie uspokaja mnie tylko wizualnie jako dwie spokojne bezkresne płaszczyzny, (widok morza i nieba jest przecież widokiem kontemplacyjnym). Ale być może to, co daje mi spokój, to podświadoma myśl, że zawsze mogę wyruszyć w to nieznane. Horyzont jako symbol możliwości podróżowania. Bo już kilka razy to zrobiłem. Dlaczego zatem nie zrobić tego kolejny raz? Np. jak coś się zacznie psuć. Emigracja jako ucieczka.

Bohaterka mówi, że migranci uzależniają się od horyzontu, „bo jako jedyni naprawdę są panami swojego losu.”  

Mimo wszystko uważam, że bohaterka opowiada swoją historię a nie historię wszystkich emigrantów i emigrantek. Myślę, że jej uzależnienie od horyzontu, tułaczki wynika z prostego faktu niepogodzenia się z nową rzeczywistością. Cierpi na Syndrom Ulissesa. 

K: Czym jest Syndrom Ulissesa?

M: To chroniczny niepokój u imigrantów, który bierze się nie tylko z tęsknoty za domem rodzinnym ale przede wszystkim ze stresu związanego z nowym miejscem i przeszkodami, z jakimi trzeba się zmierzyć.

Co ciekawe, ten syndrom został zdiagnozowany 20 lat temu na Uniwersytecie w Barcelonie na podstawie badań przeprowadzonych wśród licznych imigrantów przybywających do Hiszpanii. Yakovenko pisze o tej chorobie tak:

Chorobę, która dotyka nas w trakcie migracji lub po niej, nazywa się zespołem Ulissesa. To głębokie poczucie beznadziei i frustracji z powodu niepowodzenia planów albo poczucia, że niezależnie jak bardzo zintegrujesz się z nowym krajem, zawsze będziesz cudzoziemcem. Jak wszystkie choroby wiąże się z komplikacjami. Dopada cię, kiedy uświadamiasz sobie, że jesteś w nowym kraju już zbyt długo, żeby móc bezpiecznie wrócić do pierwszej ojczyzny. Kiedy raz wyjedziesz, nie wrócisz już w jednym kawałku. Migracja oddziela umysł od ciała. Nie da się być w dwóch miejscach naraz, ale ty przecież bez przerwy jesteś jednocześnie tutaj i tam. Rozdarcie i wykorzenienie mają ze sobą dużo wspólnego.

Myślę, że „wykorzenienie” też mogłoby być tytułem tej książki. Autorka została wyrwana z Ukrainy, rzucona na nową ziemię, w której mimo usilnych starań nie może zapuścić korzeni. 

Ciekawi mnie, ile osób słucha nas spoza Polski, przebywając właśnie na emigracji. Dajcie znać w komentarzach na instagramie. Przywitajcie się i napiszcie, czy wasze doświadczenia są podobne do doświadczeń autorki, czy może zupełnie inne.