#21 Dzienniki gwiazdowe, Stanisław Lem

Na miły book - podcast literacki
Na miły book - podcast literacki
#21 Dzienniki gwiazdowe, Stanisław Lem
Loading
/

Dzienniki gwiazdowe: wiele z tych tekstów zaginęło w kosmicznej katastrofie. Niektóre odnajdywano tu i tam, porządkowano, odkurzano z gwiezdnego pyłu, aby ostatecznie umieścić w nowych wydaniach. Oto jedno z nich. Kolejna już wersja zapisków z podróży Ijona Tichego. Wydawnictwo Literackie

Transkrypcja odcinka: Dzienniki gwiazdowe, Stanisław Lem

Maciek (M): Cześć. Dzień dobry. Witajcie w kolejnym odcinku naszego podcastu. Dzisiaj porozmawiamy o książce, którą wybrał Kamil. Kamilu, co czytałeś?

Kamil (K): Dzień dobry wszystkim. Postawiłem na dosyć wyjątkową pozycję. Na autora cieszącego się wielkim uznaniem w naszym kraju i nie tylko. Książka nazywa się „Dzienniki gwiazdowe” i napisał ją nie kto inny jak Stanisław Lem, który ma bardzo wielu fanów. Mam nadzieję, że także wśród naszych słuchaczy. Mój wybór przypadł na dokładnie 294 dni przed 100. urodzinami pisarza. Mówię o tym, ponieważ Wydawnictwo Literackie, które wydało „Dzienniki gwiazdowe” i które współpracowało też z Lemem od początku jego twórczości, promuje przyszły rok 2021 jako rok Lema. W jego setną rocznicę urodzin. To bardzo ciekawa inicjatywa moim zdaniem. Najwięcej dowiemy się o niej na stornie internetowej www.roklema.pl.

Od razu zachęcam do odwiedzenia i do zapoznania się ze szczegółami. Znajdziemy tam bardzo wiele wydarzeń, które wydarzą się w przyszłym roku. Lista wydarzeń jest ciągle aktualizowana. Będą to wystawy, spotkania, nowe publikacje związane z twórczością pisarza. Wszystko to jest organizowane przez różne jednostki w tym właśnie przez Wydawnictwo Literackie.

To, co mnie zaskoczyło to to, że na drugą połowę przyszłego roku planowana jest premiera polskiej gry komputerowej na podstawie powieści Lema „Niezwyciężony”. Stworzą ją współtwórcy między innymi słynnej gry Wiedźmin, która zdobyła bardzo duże uznanie w świecie gamingowym na całym świecie. Tak więc przyszły rok będzie atrakcyjny dla wszystkich fanów Lema. Chociaż myślę, że to nie chodzi tylko o fanów Lema czy o fanów gatunku science fiction, ale o wszystkich sympatyków dobrej literatury, bo przecież Stanisław Lem to twórca wybitny. Zgadłbyś Maćku, ile jego książek sprzedało się do tej pory?

M: Nie podejmuję się tego zadania, ale wiem, że dużo, bo Lem to jest chyba czołówka polskich pisarzy znanych na całym świecie. Przecież ekranizowano jego książki. No, ale Ty na pewno znasz te liczby.

K: 35 milionów. Zostały one przetłumaczone na 45 języków. Więc tak, jak mówię, ta literatura nie trafia tylko do fanów literatury gatunkowej.

M: A dlaczego wybrałeś akurat „Dzienniki gwiazdowe”? Czy to jest taka książka, która jest wyjątkowa w repertuarze literackim Lema? To jest książka, od której powinno się zaczynać przygodę z Lemem?

K: Tutaj nie mam jakiejś konkretnej odpowiedzi. Wcześniej czytałem inne książki Lema – między innymi „Głos Pana” i muszę przyznać, że była to dla mnie ciężka lektura. To jest książka mocno naukowa, powiedziałbym z też bardzo naukową nomenklaturą, przez co przebrnięcie przez nią i zrozumienie przesłania było dosyć ciężkie. Natomiast „Dzienniki gwiazdowe” trafiły do mnie, pojawia się w nich ikoniczny bohater lemowski – Ijon Tichy, o którym zaraz więcej opowiem – i ta książka jest polecana w wielu portalach dotyczących twórczości Lema jako tę, którą warto przeczytać. Jest też napisana o wiele bardziej przystępnym językiem niż wspomniany przeze mnie „Głos Pana”. Tak że postanowiłem ją przeczytać z tych względów i nie żałuję na pewno.

M: To jest zbiór opowiadań, prawda?

K: Tak. To jest zbiór opowiadań. Tyle tylko, że te opowiadania nie są zawsze takimi stricte opowiadaniami. Jak sama nazwa wskazuje: „Dzienniki gwiazdowe”. Są więc w tej książce częściowo dzienniki, są zapiski z pamiętnika, są relacje. W drugiej części książki są rzeczywiście opowiadania i swego rodzaju eseje głównego bohatera Ijona Tichego.

M: Opowiesz nam trochę więcej o tym głównym bohaterze?

K: Tak, oczywiście. Ijon Tichy to postać kultowa – jak wspomniałem – dla fanów Lema. Jest on Ziemianinem, który podróżuje jednak, jak można się spodziewać, po kosmosie w swojej ulubionej rakiecie. Podróżuje po różnych galaktykach i różnych układach. Zazwyczaj są to miejsca, o których my w tym momencie nie mamy nawet pojęcia, że w ogóle istnieją.

Trafia na różne planety i opisuje swoje przygody. Ja bym określił „Dzienniki gwiazdowe” jako książkę z pogranicza tych przygodowych. Przynajmniej jedna jej odsłona może zostać tak określona. Ja tak uważam. Wiele jest w niej wartkiej akcji, ciekawych, różnorodnych bohaterów i miejsc, ale te przygody, jak to przystało na Lema, zawsze niosą ze sobą jakąś złożoną myśl.

Bowiem poszczególne planety, na które trafia Ijon Tichy, to za każdym razem spotkanie z zupełnie nową rzeczywistością. Z tym, co on tam zastaje, jaki system panuje na danej planecie. Te wszystkie jego podróże są alegorią poważnych tematów na temat rozwoju cywilizacji, na temat systemów politycznych. Takich systemów jak komunizm, kapitalizm. Dużo podejmuje się też w tej książce kwestii posthumanistycznych, a nawet ekologicznych. Mimo że wydźwięk tych tekstów mógłby być bardzo poważny, bo dotyczy poważnych tematów, to jest on podany w humorystycznej i frywolnej formie.

Spotkałem się też z określeniem, że „Dzienniki gwiazdowe” są satyrą polityczną i myślę, że mogę się z tym zgodzić. Nie przeszkadza to jednak w tym, że mimo całej frywolności języka i humorystycznych momentów podróży głównego bohatera, wizja, jaką przedstawia Lem w „Dziennikach gwiazdowych”, jest raczej pesymistyczną wizją przyszłości.

I co ciekawe, Ijon Tichy jest przedstawiciel Ziemi, na której panuje względna harmonia i ład, a wszystkie miejsca, które odwiedza w kosmosie, są na takim stopniu ewolucji cywilizacyjnej, że społeczeństwa, które tam mieszkają, są pogrążone albo w degradacji, albo w totalnym chaosie. Jest to więc ciekawy punkt widzenia, bo my widząc to, co się dzieje na naszej planecie obecnie… taka perspektywa raczej mało pozytywna się nam rysuje. Natomiast Ziemia u Lema jest pokazana jako miejsce względnego spokoju i równowagi.

M: Wiele osób, które sięgają po science fiction, trochę obawiają się tego, że jest wysoki próg wejścia w ten rodzaj literatury. To znaczy, że Lem często używa w swoich książkach takiej nomenklatury naukowej, pewnie też trochę filozofuje i czasami są to trudne do ogarnięcia pozycje. Powiedz mi, czy w tym przypadku też tak jest, że można się od tej książki odbić, jeżeli to pierwszy kontakt czytelnika z science fiction? Czy może powiedziałbyś, że jednak ten tytuł pozwala wejść w ten gatunek literacki?

K: Wiesz co Maćku, ja jestem daleki od tego, by nazwać się znawcą Lema. Natomiast w porównaniu do innych książek, które przeczytałem, to powiedziałbym, że jest kilka opowiadań, w których filozoficzny wymiar i zaawansowanie intelektualne autora jest na tak wysokim poziomie, że mi zrozumienie wszystkiego sprawiało pewne problemy i w zasadzie nie mogę powiedzieć, że wszystko zrozumiałem, i że wszystko to, co autor miał na myśli, przyjąłem albo odczytałem jego intencje.

Natomiast większość tej książki ma też ten charakter rozrywkowy, bo jest to – jak powiedziałem – książka z wieloma przygodami, więc to się czyta bardzo dobrze. A przy okazji jest też morał zawsze na koniec czy taka wizja, która stwarza w naszej głowie pole do interpretacji, do przemyśleń.

Ja bym zachęcił nawet wszystkich tych, którzy nie mieli w rękach książek Lema, a chcieliby sięgnąć. Mógłbym polecić właśnie „Dzienniki gwiazdowe” jako książkę, od której mogliby rozpocząć. Ma ona wiele smaczków natury formalnej, które doprowadzały do tego, że czułem się, jakby poznawany przeze mnie futurystyczny świat był realny.

Książka zaczyna się przedmową, którą napisał wyimaginowany profesor, który przedstawia postać Ijona Tichego. On przedstawia ją jako realną, uznaną w świecie nauki postać. Poza tym – co ciekawe – informuje on też w tej przedmowie wprost, że książka, którą trzyma w ręku czytelnik, to jedynie część prac głównego bohatera, a reszta znajduje się w opracowaniu. To jest też ciekawy zabieg Lema, bo on dał możliwość dodawania nowych napisanych części tego pamiętnika, nowych relacji, nowych opowiadań do „Dzienników gwiazdowych” w kolejnych wydaniach tej książki.

Zobacz, jak ciekawie wystylizował on tę rzeczywistość, wprowadził kwestie typowo pisarskie w świat przedstawiony i to była furtka do tego, żeby autor – Stanisław Lem – mógł poszerzać bazę opowiadań w kolejnych wydaniach „Dzienników gwiazdowych”. A tych wydań się pojawiało przez lata wiele. Ta nota wymyślonego profesora na początku książki to także pewnego rodzaju igraszka Lema z cenzurą komunistyczną, bo to też była ważna kwestia w latach tworzenia „Dzienników gwiazdowych”. Autor musiał sobie radzić z cenzurą PRL-owską, aby jego książki mogły trafiać na półki w księgarniach.

Wiem, że Lem pisał o systemach politycznych. W sposób wprawdzie zakamuflowany, ale jednak bardzo dosadny i sugestywny. Uderzał bez wątpienia w idee takie jak komunizm czy socjalizm, co mogło się ówczesnej władzy – lekko mówiąc – nie podobać. Na pewno się nie podobało, bo cenzura miała swoje uwagi do Lema i często nie publikowała części jego książek, poszczególnych opowiadań.

W przedmowie mamy na przykład takie zdanie: „Do wydania niniejszego nie weszła podróż dwunasta i dwudziesta czwarta Ijona Tichego, ponieważ gotowy już skład tekstu został strzaskany przez niklowo-manganowy meteoryt z roju leonidów podczas przerwy przeznaczonej na spożycie śniadania, za który to akt siły wyższej przepraszamy czytelników”.

Chodzi tutaj o wydanie książki z 76. roku, gdzie najprawdopodobniej właśnie cenzura zakazała publikacji dwóch niewygodnych opowiadań ze zbioru.

M: Bardzo mi się podoba ten zabieg literacki. Zresztą znam go z kilku innych książek. Niedawno wyszła książka Łukasza Zawady „Fragmenty dziennika SI”. Chodzi o sztuczną inteligencję. Tam też cała książka opiera się na takim pomyśle, że po prostu odnaleziono zapiski jakiejś sztucznej inteligencji i faktycznie tak jest opracowana ta treść wokół książki i wokół tych wszystkich głównych wątków, że ma się wrażenie, że to wszystko prawda.

To jest taki trochę zabieg jak z filmu „Blair Witch Project”. Jest też świetna książka Hanyi Yanagihary „Ludzie na drzewach” i ona również w bardzo podobny sposób wykorzystuje to literackie narzędzie po to, aby wywrzeć na czytelniku wrażenie, że wszystko, co jest opisywane w tej książce, pomimo tego, że jest fikcją i wszyscy wiemy, że to fikcja, to tak naprawdę mamy wrażenie, że zdarzyło się faktycznie. Były tam również przypisy naukowe i fragmenty jakichś artykułów z konkretnych gazet, które istnieją. Zastosowana została przedmowa kogoś, kto opracowywał dzienniki głównego bohatera. Bardzo mi się podobają takie zabiegi, bo one trochę zacierają granice między fikcją a rzeczywistością.

K: Tak. Tutaj dodatkowo w przypadku Lema, to też wynikało z pewnej konieczności. No bo skoro ktoś nie pozwala mu publikować książki w całości, to jakimś sprytnym i pasującym do charakteru książki motywem tłumaczy to w przedmowie, jako dzieła, które zostały stracone w jakiejś kosmicznej katastrofie.

M: No właśnie, bo sfokusowałem się na tym narzędziu literackim, o którym mówimy, a zapomniałem o tym, że faktycznie Lem używał tego typu zabiegów po to, aby umknąć cenzurze.

K: Ale mimo całej tej cenzury komunistycznej, która wtedy Lema spotykała, on jednak w „Dziennikach gwiazdowych” – nawet w czasach najgłębszej komuny – umieszczał treści, które jawnie krytykowały komunizm.

M: Skoro jesteśmy przy zbiorze opowiadań, to muszę zapytać, czy masz jakieś ulubione opowiadanie?

K: Myślę, że mógłbym wskazać kilka opowiadań, które lubię i które pamiętam. Te rozdziały ogólnie są nazywane kolejnymi numerami podróży. I na przykład jest taka podróż dwudziesta czwarta, która jest o tyle paradoksalna, że dotyczy systemu PRL-owskiego, a władza w pierwszym wydaniu tej książki w ogóle tego nie zauważyła. Nie odczytała tej alegorii i puściła to opowiadanie, ten zapis, tę relację w książce do druku.

Tutaj główny bohater trafia na planetę zamieszkiwaną przez indiotów. Tutaj też jest celowa gra słów – indioci i idioci. Ich życie pogrążone jest w problemach społeczno-gospodarczych i władza wpada na pomysł, aby skonstruować maszynę, której nadała nazwę dobrowolnego upowszechniacza porządku absolutnego. Ta nazwa już przywodzi pewne skojarzenia. Ten twór ma być lekiem na całe zło. Ma rozwiązywać wszelkie problemy, wyrównywać społeczne dysproporcje, które na tej planecie panują. Nikt jednak nie zna metody, w jaki sposób będzie ta maszyna pracowała. Ma być to maszyna myśląca samodzielnie i dostosowująca swoje metody działania do potrzeb.

Sam jej konstruktor nie spodziewał się, że jej sposobem na zachowanie ładu i porządku będzie to, że będzie ona zamieniać obywateli w identyczne, płaskie, martwe krążki. Tak, jak powiedziałem – tej przerysowanej aluzji, ale bardzo konkretnej, opierającej się na hasłach ładu absolutnego i nowego człowieka, nie odczytała nawet cenzura. Odczytała to konkretne opowiadanie jako krytykę konsumpcjonizmu, co miało związek ze Stanami Zjednoczonymi i akurat to bardzo im się podobało, więc pozwolili na publikację.

Mam cytat z tego opowiadania, który jeszcze bardziej potęguje atmosferę, która też panowała w PRL: „Jeśli ktoś zapragnie, by jego sąsiad, brat, znajomy lub inni bliźni wzniósł się na stopień kolistego ładu, niechaj zawezwie czarne automaty, które natychmiast zjawią się przed nim i wedle jego rozkazu zawiodą umyślnego do tęczowego dworca”.

To jest nawiązanie do aparatu służb komunistycznych, które właśnie taki wydźwięk miały w tym opowiadaniu.

Jest jeszcze na przykład inna podróż – podróż trzynasta. Tam główny bohater odwiedza dwie sąsiadujące planety – Pintę i Pantę. Na Pincie realizowany jest schemat rzeczywistości urojonej, wmówionej społeczeństwu przez władzę, że wszyscy mieszkańcy mają żyć jak ryby. Władza modeluje ich życie pod taki schemat, zmuszając nawet do spania w pomieszczeniach wypełnionych wodą. To też przypomina radzieckie metody kształtowania społeczeństw przez Stalina. Oczywiście wszystko w takim krzywym zwierciadle.

Natomiast jest to okraszone na końcu taką puentą, która myślę, że każdemu da do myślenia. Na bliźniaczej sąsiedniej planecie – Pancie – władza uzyskała pozorny schemat idealnego życia społecznego dzięki biologicznemu ujednoliceniu i społecznej wymienialności jednostek. Redukuje ich tylko do pełnionych w społeczeństwie funkcji.

Tak więc mamy też tego typu tematykę przedstawianą i analizowaną na podstawie właśnie takich alegorii, które też odnoszą się do tych wszystkich rzeczy, które w historii już przeżyliśmy albo o których człowiek myśli, aby wykorzystać, jako system polityczny w takim właśnie skrajnym wydaniu.

Wspomnę może jeszcze o jednej historii, o jednej podróży Ijona Tichego. To podróż dwudziesta pierwsza. W tej podróży Ijon Tichy trafia na Dychtonię. Na tej planecie panuje pełna swoboda działania. Mieszkańcy mogą robić, cokolwiek chcą. Kiedyś przypominali oni wyglądem ludzi, a w tej chwili mogą kształtować nawet swoje ciała i umysły. Pełnia swobody cielesnej w ich przypadku sprawia w rezultacie, że ci mieszkańcy stają nad otchłanią wolności, z którą nie wiedzą, co zrobić – tak to określa Lem – ponieważ: „Im więcej można czynić, tym mniej się wie, co czynić należy”. Takie jest zdanie podsumowujące.

W tym opowiadaniu realizuje się myśl Lema, która wraca w jego wielu dziełach, czyli fakt, że brak ograniczeń niszczy społeczeństwo. Tu jest też taki cytat: „Gdy ukochaną istotę można zdublować, nie ma już ukochanych istot, lecz urągowisko miłości. A kiedy można być każdym i żywić dowolne przekonania, nie jest się już nikim i nie ma się żadnych przekonań”.

Oczywiście to brzmi całkiem kontrowersyjnie, natomiast myślę, że przeczytanie tych opowiadań pozwoli też przyjrzeć się tym zagadnieniom w bardziej złożony sposób, niż ja teraz to przedstawiam.

M: Bardzo mi się podoba takie podejście do science fiction i do innych gatunków literackich, które najczęściej znajdują się w dolnej części drabiny literackiej. Czyli właśnie science fiction, fantasy, horror. Jeżeli istnieje coś takiego w ogóle jak hierarchia gatunków. Bardzo lubię takie podejścia, gdy właśnie te gatunki są wykorzystywane nie po to, aby zapewnić czytelnikowi czystą rozrywkę, tylko po to, by skomentować rzeczywistość i to wszystko, co nas otacza.

Wpadła mi teraz do głowy taka wypowiedź Olgi Tokarczuk – o której zresztą będziemy mówili za tydzień – że ona upatruje w science fiction przyszłość literatury. Może nie całej literatury, ale jest to bardzo przyszłościowy gatunek.

Science fiction pozwala nam opisywać rzeczy, których nie rozumiemy. A przez to, że je opisujemy, jesteśmy bliżej ich definicji.

To jest bardzo ciekawe spojrzenie. Mimo że sam nie czytam zbyt dużo literatury science fiction, to cieszę się, że ten gatunek i jemu pochodne, odzyskują swoje należne miejsce.

K: Tak. Zdecydowanie Stanisław Lem jest przedstawicielem science fiction z bardzo wyraźną myślą przewodnią. Więc naprawdę zachęcam. „Dzienniki gwiazdowe” to był mój strzał w dziesiątkę. Ja się bardzo cieszę, że je przeczytałem. Poza tym, że gdzieś w mojej głowie po przeczytaniu pojawiły się zalążki nowej myśli, nowego punktu widzenia, to jeszcze muszę przyznać, że ta książka jest napisana naprawdę fantastycznym językiem. Z całą rzeszą lemowskiego słowotwórstwa.

Na przykład policja na tej Pincie, gdzie mieszkali ludzie ryby, nazywana jest rybicją. Takich momentów jest wiele. Zabawnych, ale też błyskotliwych nazw w książce jest wiele. Myślę, że to rozbawia i podnosi atrakcyjność językową. Naprawdę świetna literatura z wartką akcją. To nie są czyste rozważania filozoficzne. Mimo że taką treść ze sobą niosą, to wszystko jest okraszone zwrotami akcji, ciekawymi postaciami, tło jest też fajnie zarysowane: interesująco i złożenie.

M: Więc polecamy?

K: Polecamy! I pamiętajmy, że w przyszłym roku setna rocznica urodzin Lema. Warto z tej okazji sięgnąć przynajmniej po jedną książkę jego autorstwa.

M: Tak. Rok Lema przed nami. Sięgamy po książki Lema. A jeżeli ktoś jest oporny, to przynajmniej niech weźmie udział w jednym z wydarzeń, które będą celebrowały jego wielką twórczość. Tobie Kamilu dziękuję, a my słyszymy się za tydzień. Do usłyszenia.

K: Dzięki i do usłyszenia za tydzień.